Tydzień bez narzekania – czy to możliwe?
Czy ja już wspominałam, że jestem odgruzowaną optymistką? Nie od urodzenia, nie na wskutek wychowania, ale odgruzowaną, pracującą wytrwale nad ideą dostrzegania szklanki do połowy pełnej. Pełnej – wypełnionej bąbelkami mikro i makro przeżyć. Nie będę jednak zaprzeczać swojemu pochodzeniu – w genach odziedziczyłam narodową skłonność do narzekania i czarnowidztwa.
Kiedy byłam nastolatką, uwielbiałam widzieć wszystko w czarnych kolorach, ale jak każda nastolatka marzyłam też o balach, księciu na białym koniu i jednorożcach, które machnięciem ogona tworzą kolorowe tęcze. Jako oczytana i kreatywna dziewczynka odkryłam dość wcześnie, że jeśli chcę coś osiągnąć, mieć czy zmienić, to muszę zakasać rękawy, wyciągnąć zestaw ZRÓB TO SAMA i zabrać się do roboty.
I tak przechodzimy do pytania: PO CO MI TO?
Bo chcę, bo lubię eksperymenty, badania i uwielbiam testować różne ćwiczenia na sobie. A także, a może przede wszystkim, chcę podążać za teorią, że świat staje się takim, jakim go nazywasz. Jestem przekonana, że samoświadomość odgrywa tutaj niezwykle ważną rolę w poznawaniu siebie, dlatego chcę zwrócić uwagę na ten proces i nauczyć się go modyfikować.
Eksperyment nie jest nowy, ale najbardziej interesują mnie MOJE obserwacje, odczucia i spostrzeżenia. Podobno na warsztatach online psychoterapeuty Wojciecha Eichelbergera „Proste życie” zaleca się całodobową obserwację swoich narzekań i zastępowanie ich pozytywnymi uwagami o życiu. Celem całego eksperymentu jest poprawa samopoczucia, a symbolem ćwiczenia jest bransoletka, którą zmienia się na drugą rękę, gdy zaczyna się jęczeć i narzekać.
Ja decyduję się na eksperyment bez bransoletki, natomiast obiecuję sobie uważność, czułość i obserwację. Obiecuję też zapiski i zdjęcia.
Dzień 1
Dzień zaczął się optymistycznie. Mimo że nie zareagowałam na budzik od razu, mój poranek był całkiem fajny. Odpowiedziałam na pytanie z dziennika wieloletniego, napisałam parę zdań w moich porannych stronach, przybiłam sobie poranną piątkę, zrobiłam mini make-up, ogarnęłam włosy, zrobiłam kawę i pojechałam do pracy.
Na drodze był niezły korek, ale korki ogarniam. Namiętnie słucham audiobooków. Jasne jest, że im dłużej stoję w korku, tym więcej przesłucham książek. W tym tygodniu już dwie, więc z korków płyną korzyści.
Nawet nie zamierzam narzekać. Dotarłam na czas, w pracy, jak to w pracy – parę spotkań, parę wyzwań. Zero narzekania, nawet zachęcałam współpracowników do dzielenia się pozytywnymi obserwacjami, planami. Parę zdziwień, parę niezałatwionych spraw, normalka.
Wieczorem zebrały się czarne chmury. Rozmowy i przepychanki z nastoletnim dzieckiem. Emocje niczym tornado zamknięte w małej pralce, podkręcone szybkim wirowaniem. Narzekania jakoś tu nie było, raczej obniżenie nastroju. Zderzenie z nastolatkowym wszechświatem nie zawsze jest proste. Kosztuje sporo wysiłku, wyrozumiałości dla dziecka i siebie też.
Narzekania więc nie było, raczej akcja – reakcja. Przyszło i przeszlo jak tornado zamknięte, a nawet upchnięte w pralce.
Wynagrodziłam sobie kąpielą, miłym słowem. Ten dzień nie był stracony.
Wnioski: Nawet gdy nastrój pikuje w dół, mówienie do siebie dobrze – pomaga. Pomaga też odsuwanie rozmowy na lepszy czas – po co rozmawiać, będąc w wirującym bębnie?
Dzień 2
Znasz pewnie historię o dwóch wilkach, która mówi o tym, że w naszym wnętrzu trwa nieustanna walka dwóch sił, ciemniejszą stroną, którą symbolizuje czarny wilk i jaśniejszą, szlachetniejszą stroną gdzie symbolem jest biały wilk.
Słynny jest tutaj wątek wyboru, to my bowiem wybieramy, jakiego wilka wspieramy i zgadzamy sie na idące za tym konsekwencje. Ta metafora pokazuje, że jesteśmy złożeni, a wybór pomiędzy tym co właściwe a co nie jest, rzadko jest prosty.
Dualizm dobra i zła, radości i dumy, poczucia winy i pokory definiuje nas i to kim jesteśmy. Nasze życie nie jest statyczną drogą, jest raczej pokrętną górską ścieżką umieszczona tuż nad przepaścią. Nasze życie jest jak sinusoida, może być szczęśliwe lub smutne, dobre lub niesprawiedliwe. I to jest normalne, bo każdy z nas tka swoją historię z różnych emocji. Jest miejsce na miłość i złość, spokój i chaos. W nas ciągle zmagają się jasność i ciemność.
Dzień drugi zaczął się normalnie – kolejne korki, kolejna książka, kolejna aromatyczna i pobudzająca do życia kawa. No a potem zaczyna się. Pojawia się buzująca myśl, że coś się nie udało, że coś tam nie wyszło. I ten eksperyment o nie narzekaniu. Po co to komu i jaki ma sens?
Mózg ma to do siebie, że im więcej nakazuje mu się nie myśleć negatywnie, tym bardziej przywołuje ekstremalne zdarzenia i opinie te złe i te niby nic nieznaczące a jednak krzywdzące. Dużo myśli przypływa znikąd i niosą w sobie pokłady negatywnych emocji, które mają przekonać mnie o tym, że nie umiem.
Wiesz, jak w tym ćwiczeniu, kiedy nie można myśleć o białym niedźwiedziu? Nie wiesz o co chodzi? Zamknij oczy i spróbuj nie myśleć o białym niedźwiedziu.
Na mózg najbardziej działają fakty, przykłady, osiągnięcia, sukcesy, dobre opinie. Kiedy narzekanie nadciąga jak wielki sztorm wyciągam parasol. Solidny, z mocną rączką. Spinam się prostuje i wypatruje słońca. Nie daje się, mantruje: wszystko dziala na moja korzyść !. Znajduje fakty, przekonuje sama siebie, że warto. I idę na spacer. Wiem, że jest we mnie potrzeba pobycia ze sobą w ciemności i jasności. I ja sobie na ten stan pozwalam.
Wnioski: Zdarza się, że wnerw i zniecierliwienie przychodzą znikąd. Najlepiej wtedy przekierować myśli na inne tory. Może wykonać jakieś zadania kreatywne, zająć się pisaniem, malowaniem, robieniem zdjęć, skupić się na robieniu czegoś co przyniesie radość i satysfakcję. Wyobraź sobie ten moment kiedy próbujesz zrobić perfekcyjne zdjecie pszczoly na sloneczniku, albo zlapac najlepszy profil badyla podczas złotej godziny – nie możesz w tym samym czasie mówić sobie, że życie jest do kitu. Drugi dzień uznaję, za udany. Pełen przemyśleń i dobrych emocji. Była też dobra sałatka i lody. Czego chcieć więcej.
cdn.